Log In / Sign In

W rozwoju sieci jeszcze długa droga

Polska ma zdecydowanie gorsze parametry dostaw energii elektrycznej niż kraje Europy Zachodniej, chociaż za te usługi płacimy tyle samo. W czym tkwi problem?

Przeciętny odbiorca energii w Polsce nie ma prądu przez ponad sześć godzin rocznie – wynika z danych Eurostatu. W Unii Europejskiej gorsze wyniki mają tylko 2-3 najbiedniejsze kraje. Dla porównania Niemcy są pozbawieni elektryczności średnio przez pół godziny rocznie, a Brytyjczycy i Francuzi niewiele ponad godzinę.

Inwestujemy mniej

Słabe wyniki tłumaczyć może wskaźnik inwestycji w przeliczeniu na tysiąc kilometrów sieci. W Niemczech inwestuje się w nie 22 tys. zł, w Wielkiej Brytanii 16 tys. zł, we Francji 10 tys. zł, a w Polsce 6 tys. zł/tys. km.  W krajach, które mają gorsze parametry od nas wydaje się jeszcze mniej.

Rozwiązanie problemu wydaje się proste – jeśli chcemy dogonić Zachód w standardzie dostaw energii, powinniśmy inwestować więcej w modernizację i rozwój sieci.

Chociaż płacimy tyle samo

Problem w tym, że na większe inwestycje potrzeba więcej pieniędzy, a to oznacza wzrost opłat za dystrybucję energii. Tymczasem już dzisiaj polscy odbiorcy płacą za te usługi tyle, ile na Zachodzie. Za dystrybucję płacimy ok. 6 eurocentów za kilowatogodzinę, podczas gdy średnia wysokość tej opłaty w Niemczech to 7 ct/kWh, we Francji 6 ct/kWh, a w Wielkiej Brytanii tylko 4 ct/kWh.

Skoro ponosimy podobne opłaty za dystrybucję energii, to dlaczego nasze spółki energetyczne inwestują w sieci mniej i mają większe problemy z zapewnieniem nieprzerwanych dostaw?

Skąd te różnice?

To rezultat kilku czynników, spośród których duże znaczenie mają zwłaszcza gęstość zaludnienia, zwartość zabudowy i poziom zużycia energii na głowę mieszkańca. W Wielkiej Brytanii i Niemczech gęstość zaludnienia jest niemal dwukrotnie wyższa, niż w Polsce. Tylko we Francji jest o jedną trzecią mniejsza. Natomiast we wszystkich trzech zachodnich krajach dominuje zwarta zabudowa. To zmniejsza koszty budowy i utrzymania sieci średnich i niskich napięć, których jest najwięcej i które są główną przyczyną przerw w dostawach elektryczności.

Co nie mniej ważne, w Polsce zużywamy znacznie mniej energii na głowę mieszkańca niż na Zachodzie. Z jednej strony przeciętny polski dom jest wyposażony w mniejszą ilość energochłonnych urządzeń (klimatyzacji, ogrzewania elektrycznego, pralko-suszarek), a te urządzenia, które mamy są zwykle nowsze i bardziej energooszczędne. Z drugiej koszt energii w portfelu Kowalskiego ma większą wagę niż u Szmidta lub Smitha, dlatego przykłada on większą wagę do oszczędności. Analogicznie wypada porównanie polskich sektorów usług i częściowo przemysłu do zachodnioeuropejskich.

W rezultacie każdym kilometrem sieci energetycznych w Niemczech i Francji przepływa o ok. 70%, a w Wielkiej Brytanii o ponad 130% więcej energii. Tymczasem większość zarobków właścicieli sieci uzależniona jest właśnie od ilości energii przepływającej przez nie. Dzieję się tak dlatego, że odbiorcy za utrzymanie infrastruktury w większości płacą równomiernie do zużycia.

Sytuacji nie zmieniłby także sposób naliczania opłat tak, abyśmy płacili przede wszystkim opłaty stałe, niezależne od zużycia energii – za czym coraz częściej opowiadają się krajowi dystrybutorzy energii. Liczba przyłączonych do sieci odbiorców w Polsce – 17 mln – także nie imponuje w porównaniu z dwukrotnie wyższymi liczbami we Francji i Wielkiej Brytanii i trzykrotnie większą w Niemczech.

Rezerwy efektywności

Częściowo pomagałby natomiast poprawa efektywności działania czterech największych państwowych koncernów. – W każdej spółce dystrybucyjnej są nadal duże rezerwy optymalizacji na poziomie operacyjnym i inwestycji. Wciąż jednak rzadko zamawia się np. usługi na zewnątrz, chociaż na rynku można by je kupić taniej  – mówi nam jeden z menadżerów z branży. Nie wszyscy dystrybutory wyobrażają sobie np. zamawianie energii na pokrycie strat i różnic bilansowych (łącznie to ok. 5% krajowego zużycia energii) poza swoją grupą kapitałową, chociaż na otwartej aukcji mogliby ją kupić taniej.

Potrzeba rozwoju sieci

Na znaczną poprawę efektywności działania trudno jednak liczyć. Nie sprzyja temu państwowa własność i związany z nim wpływ związków zawodowych na zarządzanie, co oznacza troskę o utrzymywanie zatrudnienia. a nie poprawę efektywności. Podczas gdy koncerny obciążają inwestycje w elektrownie i koszty utrzymywania nierentownych kopalń, trudno także oczekiwać, że tworzące je spółki będą zamawiać usługi na zewnątrz, choćby w ramach grup płaciły za nie więcej. Teoretycznie takie subsydiowanie działalności innych spółek z grupy kapitałowej jest niedozwolone, ale różnice w cenach zakupów nie są na tyle wysokie, aby uznać je za nierynkowe.

Czy jest lepiej czy gorzej? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

Bartłomiej Derski, WysokieNapiecie.pl